Peelingi gruboziarniste są moimi ulubionymi, jednak staram się stosować je nie częściej, niż tylko w weekend. W ciągu tygodnia przed nałożeniem maseczek chętniej używam delikatniejszych peelingów myjących, które nie naruszają tak mocno warstwy lipidowej naskórka, co jest szczególnie istotne podczas trwającej chłodnej aury. Mało jest na rynku takich łagodnych peelingów myjących, dlatego kiedy natrafiłam przypadkiem na kosmetyk Be Organic, bez parabenów i całej złej, zbędnej chemii postanowiłam go przetestować.
Kilka słów od producenta:
Kolistymi ruchami rozprowadź kosmetyk na zwilżonej skórze twarzy, omijając okolice oczu. Delikatnie masuj skórę przez kilkanaście sekund, a następnie obficie spłucz ciepłą wodą. Stosuj 2 razy w tygodniu rano i wieczorem.
Opakowania kosmetyków be organic są w 100% biodegradowalne’.
Skład kosmetyku jest iście naturalny, nie ma tu żadnego chwytu marketingowego.
Opakowanie tego peelingu przypomina kosmetyki męski i szczerze powiedziawaszy wolałabym, aby taki kosmetyk do mycia wizualnie był utrzymany w jaśniejszych barwach. Konsystencja jest żelowa, przezroczysta, a w niej jest pełno maleńkich drobinek. Trochę zbyt wodnista formuła sprawia, że kosmetyk jest raczej mało wydajny. Peeling myjący robi to co ma w swoim zamierzeniu sprawiać, więc dobrze oczyszcza skórę i usuwa ten pierwszy martwy naskórek. Na pewno nie można nim zastąpić dobrego tradycyjnego peelingu gruboziarnistego ale przyjemnie jest go uzyć nawet co 2 dni, bo doskonale odświeża, lekko wygładza naskórek. Naturalny skład absolutnie nie podrażnia skóry, cera jest miękka, nawilżona. Warto także wspomnieć o zapachu kosmetyku, który jest bardzo przyjemny pudrowo-ryżowy.
Opakowanie o pojemności 200 ml kosztuje 43 PLN.
Moja ocena: 4/5