Róż do policzków to moim zdaniem drugi, co do ważności element makijażu, zaraz po mascarze do rzęs. Tak jak tuszem do rzęs otwieramy swoje oczy, podkreślamy spojrzenie, tak różem do policzków kształtujemy niejako wygląd swojej całej twarzy, dodajemy blasku i promienności. Odpowiednio dobrany kolor różu odmładza, odświeża, sprawia, że wyglądamy dziewczęco. Róż zdecydowanie powinien być różowy, a nie pomarańczowy, ceglasty, bo takie kolory ziemiste nie dodają twarzy uroku. Po drugie, chciałabym zaprzeczyć tak popularnej technice nakładania różu na wystające części policzków, gdy się uśmiechamy. Z wiekiem niestety twarz ulega grawitacji i jeśli nałożymy kosmetyk w sposób wskazany powyżej podkreślimy widoczność bruzd nosowo-wargowych, a przecież tego nie chcemy! Drogie Panie, pamiętajcie zatem, żeby róż nakładać lekką smużką na wysokości górnej krawędzi ucha przesuwając lekko skośną linię do środka. Należy przy tym zachować odstęp około 3 cm od krawędzi nosa, w tym obszarze nie nanosimy różu. W ten sposób wizualnie podnosimy kości policzkowe, wyszczuplamy twarz, a nie robimy sobie okrągłym plam na środku policzka, co szczerze nieraz wygląda groteskowo. Równie ważne, co technika jest narzędzie którym aplikujemy taki kosmetyk. Przeszłam przez wiele pędzli, typu języczkowych, okrągłych, duo fiber, kabuki i zdecydowanie najlepszy jest niewielki pędzelek skośnie ścięty, bo fantastycznie smuży powyżej wspomnianą linię.
Jak można się domyśleć, jestem absolutną wielbicielką róży i mam ich w swojej kosmetyczce niezliczoną ilość. I tym samym cały czas śmiem twierdzić, że róży, tak jak cieni do powiek i pomadek nigdy dość:-) Bez wyrzutów sumienia zatem niedawno zdecydowałam się na róż do policzków marki Too Faced, który do najtańszych nie należy. Uwielbiam, bowiem kosmetyki pięknie opakowane i nie mogłam przejść obojętnie obok tego ślicznego różowego pastelowego serduszka. Mi przypomina trochę takie słodkie lusterko – serce, które było moim skarbem w dzieciństwie, może stąd sentymentalizm skusił do nabycia n-tego różu:-)
Róż występuje w sześciu odcieniach od bardzo chłodnych do zdecydowanie ciepłych, wręcz delikatnych bronzerów. Ja zdecydowałam się sama na kolor Love Hangover, a dlaczego? Bo jest to odcień do złudzenia imitujący naturalny rumieniec na twarzy, którego dawno poszukiwałam! Nie żaden cukierkowy, wychłodzony, niebieski róż, a z drugiej strony nie ma w sobie pomarańczy, czy brązu. To taki ciepły różowy kolor przełamany lekką morelą, dość jasny. Kolor, który bezpiecznie można brać w ciemno, kupić komuś na prezent i na pewno ten ktoś będzie równie zachwycony efektem.
Pigmentacja tego kosmetyku mnie oszołomiła. Wystarczy delikatnie przyłożyć pędzel, strzepnąć nadmiar i już na policzkach mamy odpowiednią smugę koloru. Faktura kosmetyku jest równie ciekawa, bo wygląda na pudrową ale na twarzy świetnie się blenduje niczym kremowy produkt. Nierzadko ten róż aplikowałam na nakremowaną twarz, bez uprzedniego nałożenia pudru, co normalnie jest grzechem ciężkim w makijażu, jednak nie z różem od Too Faced. Otóż ten partykularny róż rewelacyjnie się stapia ze skórą, nie tworzy plam, smug, nie osadza się w porach. Skóra w miejscu, gdzie nakładam produkt wydaje się być też gładsza, bardziej zadbana. Po prostu uzyskuję taki elegancki, subtelny efekt mgiełki kolorystycznej. Dodatkowo róż zawiera w sobie mikroskopijne drobinki niewidoczne już na skórze, a dające ten pożądany efekt rozświetlający skórę.
Przejdźmy do równie ważnego aspektu kosmetyku, a więc jego trwałości. Nie ma dla mnie nic gorszego (oczywiście w sztuce makijażu:-)), kiedy rano spędzam swoje cenne minuty nad makijażem, aby po dojechaniu do pracy zauważyć, że moje poranne starania upiększania się spełzły na niczym. No więc, Too Faced przywrócił moją wiarę w to, że róż do policzków może utrzymywać się na mojej twarzy dokładnie cały dzień. To dla mnie niesłychana przyjemność, że sama mogę zdecydować o jego usunięciu z twarzy dopiero przy wieczornym makijażu. Także trwałość kosmetyku to fenomen.
Do wszystkich powyższych zachwytów nie sposób dołożyć tego lekkiego, kompaktowego opakowania zamykanego na solidny magnes. W środku serduszkowe lusterko, które pozostanie ze mną na zawsze już po zużyciu kosmetyku. A to nie wiem już z kolei kiedy nastąpi, bo kosmetyki tak dobrze napigmentowane z reguły są u mnie wieczne:-) Brawo dla producenta za cudowną fakturę różu, czyli namalowane króliczki, kwiatki, dla mnie kosmetycznej estetki o coś niebywale pięknego!
Róż, jak wspomniałam nie należy do najtańszych bo kosztuje ponad 100 PLN, jednak powiem tak. Róż do policzków to ważny kosmetyk na toaletce każdej makijażowo szanującej się kobiety, a tutaj jakość produktu, uzyskane efekty upiększające, komfort aplikacji przeskakują cenę dobrych kilka razy:-)
ODMŁADZAJMY SIĘ RÓŻEM!!!
Moja ocena: 5/5, czyli Diamentowy Róż do Policzków